wtorek, 2 stycznia 2018

505. Ukulele z Lidla

Taki secik niedawno córce sprawiłem.. chociaż nie, aby być uczciwym to napiszę, że sama sobie sprawiła tylko, że spacer do sklepu odbył się moimi nogami - kasiorka nie moja :)


Pytanie dlaczego takie coś z Lidla? Internety nie zostawiają suchej nitki na tego typu " marketowych instrumentach". No więc dlaczego?
No coż, Młoda chciała mieć i koniec.. niby chce się uczyć ale ważniejsza jest chęć posiadania - więc nie ma sensu wydawać "pierdyliard" złociszy na sprzęt, który prawdopodobnie będzie służył do ozdoby.. i w sumie prognoza się spełniła.. Młoda ma ale póki co nie w głowie jej nauka.

Plus jest taki, że Młody się dorywa i coś tam próbujemy wspólnie się uczyć.. zadowolony bo jak mówi - zrobił dobry interes - nie płacił a używa.

Samo ukulele zapakowane było w kartonowe pudełko i tyle właściwie ochrony bo ten papier (niejako śniadaniowy) w środku bariery ochronnej nie czyni. W zestawie była jeszcze jakaś kostka do gry, instrukcja z nie dość dokładnym tłumaczeniem na nasz język (opis strojenia instrumentu też jakiś dziwny - nie taki standardowy jak to w necie wyszperałem) i jeszcze rarytasik (bardzo fajna i przydatna rzecz) płyta CD z podkładami muzycznymi do utworów zamieszczonych w instrukcji.



Typ ukulele to sopran, czyli o ile dobrze się zorientowałem w temacie "to" takie mniejsze. Firma nic mi nie mówi - niejaki Sheffield. 

Jak instrument wygląda w praktyce - tak na pierwszy rzut laickiego oka?

Ukulele jest w pełni drewniane z tym, że pudło rezonansowe wykonane jest ze sklejki. Rozeta jest wypalona maszynowo lub przy pomocy jakiegoś prymitywnego stempla (na ręczną robotę to nie wygląda - a na wypalaniu co nieco się znam).



Jeśli chodzi o jakoś klejenia i ogólnie mocowania poszczególnych elementów do siebie to jest całkiem przyzwoite. Rzec by można, że za taką cenę to jest to wręcz robota precyzyjna. 



Klucze na główce wyglądają jak na załączonym obrazku.. nie ma się co czepiać, szału nie robią ale i nie kosztowały milionów - ogólnie taniocha, która daje radę.



Progi nabite równo i w sumie tyle z dobrych wiadomości.. Instrument wygląda tak jakby po nabiciu progów poszedł w tunel do lakiernika. Polakierowane jest i podstrunnica i progi (choć te ostatnie były lekko przeszlifowane). Jak to wygląda można zobaczyć poniżej - anie to estetyczne ani zachwyca - na pocieszenie mogę dodać, że mimo wszystko działa.


Struny żyłkowe.. jakieś budżetowe. Czytałem, na forach, że badziewie, że to żyłki wędkarskie, że nie da się nastroić - no i cóż, to mit. Nie są to struny z wysokiej półki ale jednak dedykowane do ukulele. Udało się je nastroić i instrument brzmi przyjemnie dla (mojego) ucha. Co prawda przez pierwsze dwa tygodnie trzeba było co chwilę dostrajać instrument, ale to go nie dyskredytuje bo to normalna sprawa przy nowych strunach - muszą popracować, rozciągnąć się.


No i perełka na koniec: mostek. Robiony chyba z odpadów. Popękany ale działa ;) Wiadomo, w sklepie muzycznym byłoby to nie do pomyślenia, no ale i cena byłaby ciut wyższa. Działa to działa.. na co drążyć temat .



Jak na pierwszy instrument do nauki myślę, że jest OK. Ważne, że choć jedno dziecko choć trochę chce pogrywać/uczyć się - jak złapie bakcyla kupi się coś lepszego.. No i ja czasami sobie plumkam też się ucząc.


1 komentarz:

  1. Instrument może na początek fajny, bo jednak cena przyzwoita, więc nie rzuca się pieniędzmi w błoto.Jednak pod innymi względami na początek jest to do bani :D sama zaczynałam od czegoś podobnego, tyle że ja bardzo chciałam się uczyć i robiłam to całymi dniami. Po tygodniu moje opuszki wyglądały jak pole bitwy i też sama gra przynosiła ból. Więc ja myślę że jako ukulele na początek jest dobre, ale może chociaż struny zmienić na żelowe?

    OdpowiedzUsuń

Wszystkie komentarze przed opublikowaniem są moderowane.
Wszystkie komentarze zawierające w treści reklamę i linki reklamowe kierujące do stron o charakterze komercyjnym będą usuwane (nie dotyczy podlinkowania nazwy użytkownika).
Linki do Waszych blogów mile widziane.